29 kwietnia 2012

Córka kata - Oliver Pötzsch



Autor: Oliver Potzsch
Tytuł: Córka kata
Liczba stron: 460
Wydawnictwo: Esprit
Rok wydania: 2011
Ocena: 5/6




Już sama okładka przyciąga wzrok. Dodajmy do tego intrygujący tytuł i zachęcający opis... Właśnie postała nam taka mieszanka, obok której nie da się przejść obojętnie. Mowa tutaj oczywiście o "Córce kata".



Sam autor wpadł na dosyć ciekawy pomysł. Jest on potomkiem rodu Kuislów, którzy byli najsłynniejszą dynastią katów w Bawarii. Na postawie historii swojej rodziny stworzył powieść, gdzie w roli głównego bohatera osadził swojego przodka - Jakuba.
Autor pisząc "Córkę kata" starał się trzymać faktów. Nie zawsze było to możliwe, jednak nie na tym się skupiajmy.

Czas przenieść się do innego wieku. Wyruszamy w podróż do XVII-wiecznej Bawarii. Znajdujemy się tam zaraz po zakończeniu wojny trzydziestoletniej. Ziemie zaczynają odżywać, ludzie robią się coraz spokojniejsi... Jednak jak wiadomo - nigdy nie może być zbyt dobrze. W Schongau zaczynają dziać się bardzo niepokojące rzeczy. Dochodzi do serii morderstw na dzieciach. Na ciałach ofiar widnieją magiczne symbole. Zaniepokojeni mieszkańcy sądzą, że jest to dzieło samego Szatana.
Czas na szukanie winnych. W objęcia władzy wpada stara akuszerka imieniem Marta. Bo kto, jeżeli nie ona zna się na ziołach i zaklęciach? Jednak Kat, który ma torturować kobietę, nie jest do końca przekonany, że to ona jest wszystkiemu winna. Na własną rękę rozpoczyna prowadzenie śledztwa. Pomaga mu w tym córka Magdalena i medyk Simon.
Czas pędzi przed siebie. W grę wchodzą ludzkie życia, a zło nadal nadal uderza ziemię w Schonagu.

Postaci, które występują w tej książce są niezwykle barwne. Każda na swój sposób inna. Starsza i biedna Marta, której trzeba pomóc. Silny i stanowczy Kat. Magdalena, dziewczyna lubiąca postawić na swoim. Simon, medyk zakochany w córce Kata.

Pozycja ta sprawia wrażenie niezwykle realistycznej. Sam opis miasta, sytuacji... to wszystko zasługuje na wielki aplauz ze strony czytelników. Nie ma tutaj miejsca na nudę, przeciągające się w nieskończoność dialogi czy opisy. Sam autor doskonale wiedział co zrobić, żeby wciągnąć czytelnika do swojej powieści.

Wciągnąć, wciągnąć. Jednak czy potrafił też utrzymać? Chyba ocena mówi sama za siebie. Jednak dla spełnienia formalności napiszę zdanie na ten temat. Oliver Potzsch od samego początku zbudował niesamowitą atmosferę. Wszystko owiane tajemniczą mgłą. Takie trzymanie w napięciu zdecydowanie nie należy do łatwego zadania.
Rzecz jasna, wszystko idealnie dopracowane, do samego końca. Sytuacja zaczyna się rozjaśniać. Jednak ciągle zbyt mało informacji, żeby dowiedzieć się jakie będzie zakończenie. Wiele ścieżek, które nigdzie nie prowadzą. Wielki plus!

"Córkę kata" czyta się niezwykle szybko. Nie należy ona do tych pozycji, które można spokojnie odłożyć na półkę i czekać do kolejnego wieczoru.

Drogi Czytelniku, jeżeli jeszcze nie miałeś okazji zapoznać się z tą pozycją to jak najszybciej musisz nadrobić zaległości!
Jest to książka dla tych, co lubią kryminały i powieści historyczne. To przeplatane jest wątkiem miłosnym (bo czego jak czego, ale tego w książce nie może zabraknąć).

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Esprit!

27 kwietnia 2012

Stosik książkowy i coś jeszcze! :)

Na początek stosik, bo tego jeszcze nie było w tym roku. Trudno w to uwierzyć, bo przecież zaraz przyjdzie maj. Jednak żeby nie przedłużać zaczynam od dołu.
Na początek wszystko, co przyszło do recenzji.
1. Wybór Marty - naczytałam się pozytywnych opinii, więc wylądowała u mnie na półce.
2. Ben Hur - podobno dobra pozycja, podobna do "Quo vadis" więc dlaczego nie?
3. Lokatorka Wilfeel Hall - tutaj nazwisko autorki mówi samo za siebie. Liczę na bardzo dobrą lekturę i nawet nie dopuszczam do siebie myśli, że takowej nie otrzymam.
4. Za pięć godzin zobaczę Jezusa - zachęcił mnie krótki opis i nic więcej nie trzeba dodawać.
5. Sukienka z mgieł - z tą autorką nie miałam jeszcze okazji się zapoznać i jestem ciekawa, czy ta pozycja przypadnie mi go gustu. Praktycznie rzecz biorąc to przyjmując książkę, strzelałam w ciemno. Czas pokaże czy wyjdzie mi to na dobre.
6. Córka kata - Jestem w trakcie czytania. W niedzielę prawdopodobnie ukaże się recenzja. Książkę czyta się niezwykle szybko. Bardzo wciągająca.
Teraz czas na znaleziska prosto z biblioteki.
7. Marina - Strasznie się cieszę, że trafiła w moje ręce. Po dwóch pozycjach tego autora jestem pewna, że ten tytuł również przypadnie mi do gustu.
8. Lektor - Miałam ochotę obejrzeć film o tym tytule, który jest podobno godny uwagi. Zobaczyłam książkę na półce i pomyślałam, że może za jakiś czas porównam słowo pisane z ekranizacją jeżeli nadarza się okazja.
9. Wyspa niesłychana - pamiętam, że przed rozpoczęciem roku szkolnego dużo słyszałam o tej książce. Czas się przekonać, czy rzeczywiście było o czym mówić.
No i moje ulubione, czyli przygarnięte z finty. Paskudny nawyk posiadam. Kolekcjonuję książki i niekiedy ciężko mi się z nimi rozstać. Nawet gdy coś nie przypadło mi do gustu, jestem pewna, że już do tego nie wrócę... :) Wystarcza sama świadomość, że właśnie ta książka należy do mnie. Więc wystawiłam kilka na wymianę, a co za tymi idzie, coś tam przygarnęłam.
10. Monopol na zbawienie - bo lubię Szymona Hołownię.
11. Katedra Marii Panny w Paryżu - ktoś nie oglądał w dzieciństwie "Dzwonnika z Notre Dame"? Chyba mało jest takich osób. Ja kiedyś się naoglądałam, więc teraz wypada przeczytać.

Jakiś czas temu Wakacyjna zaprosiła mnie do pewnej zabawy. 
Tam tam dam! Zaczynam!
O jakiej porze dnia czytasz najchętniej?
Chyba nie mam ulubionej pory, gdzie czyta mi się najlepiej. Czasami ciężko mi się skupić po południu, wieczorem szybko zasypiam. Pozostają poranki. Faktycznie, wtedy całkiem sympatycznie zaczynam dzień. Bo jeszcze nie wyszłam z łóżka, a już sięgam po książkę. (Tak mam coś do czytania zawsze obok poduszki).
Gdzie czytasz?
Uwielbiam czytać w łóżku. W fotelu też ewentualnie ujdzie. ;)
W jakiej pozycji najchętniej czytasz?
Nigdy nie czytam na stojąco. Zwykłe pozycje siedzące też nie są dla mnie. Przeboleję, ale z wielkim bólem. Nie ma to jak różne figury na fotelu. W łóżku oczywiście na leżąco.
Jaki rodzaj książek czytasz najchętniej?
Już łatwiej byłoby wyliczyć co czytam najmniej chętnie! No ale, niech będzie ogólnie. Z wielką przyjemnością sięgam po sprawdzoną klasykę!
Jaką książkę ostatnio kupiłeś/aś albo dostałeś/aś? 
Jakiś czas temu wpadła mi w ręce "Trędowata". Koleżanka, z którą byłam w księgarni powiedziała, że oglądała film na podstawie tej pozycji i był bardzo dobry. Nie miałam się nad czym zastanawiać. :)
Co czytałeś/aś ostatnio?
Kilka dni temu przeczytałam "Przygody Tappiego z Szepczącego Lasu". Książka niekoniecznie dostosowana do mojego wieku, ale chyba też się liczy. :)
Co czytasz obecnie?
Jak już wyżej zaznaczyłam - "Córka kata".
Używasz zakładek czy zaginasz ośle rogi? Jeśli używasz zakładek, to jakie one są?
Zaginaniu rogom mówię stanowcze nie! Może nie zawsze zakładka jest pod ręką. Czasami zdarzy mi się korzystać z paragonu, ołówka, pędzelka czy innych rzeczy. Jednak zakładki też posiadam. Jedną darzę wyjątkowym sentymentem. Dostałam ją od przyjaciela, kiedy miałam osiem lat. Jest dwustronna, z Kubusiem Puchatkiem i moim imieniem, a zatem całkiem poważna rzecz. :)
Ebook czy audiobook?
Jeżeli już muszę wybrać, to niech będzie ebook. Na komputerze czytać nie lubię, ale niekiedy nie ma wyjścia. Co do audiobooków. Strasznie ciężko mi się skupić. Próbowałam kilka razy. Ciągłe cofanie się, rozmyślanie... Nie, to nie dla mnie!
Jaka jest Twoja ulubiona książka z dzieciństwa?
Harry Potter i tyle w temacie. To pierwsze książki, dzięki którym zarywałam noce. 
Którą z postaci literackich cenisz najbardziej?
McMurphy z "Lotu nad kukułczym gniazdem" to zdecydowanie moja ulubiona postać. Muszę przyznać, że gdybym miała wymieniać dalej, to trochę by ich było. Lubię postaci, które nie są do końca przejrzyste. Skrywają w sobie jakąś tajemnicę, są nieszczęśliwi i wrażliwi. To mój typ. 

I tym sposobem zakończyłam pisanie. Kilka razy musiałam wymazywać po parę zdań, bo przeżywam dzisiaj ogromny słowotok! :)
Do gry wchodzi maszyna losująca... 
Tam tam tam. Wyniki! 
Otóż do gry zapraszam:

Miało wyjść troszkę krócej, no ale przeliczyłam się. Już nie przedłużam i życzę udanego weekendu! :)


23 kwietnia 2012

Przygody Tappiego z Szepczącego Lasu - Marcin Mortka




Autor: Marcin Mortka
Tytuł: Przygody Tappiego z Szepczącego Lasu
Liczba stron: 160
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Rok wydania: 2012
Ocena: 5/6




Czas na chwilę oderwać się od codzienności i wybrać się w podróż. Do tego nie potrzebujemy wielu pieniędzy, urlopu czy też jakiegoś planu, który nie dopuściłby do całkowitej dezorganizacji naszego dnia. Więc czego potrzebujemy? Wystarczy gorąca herbata i wolny wieczór! Prawda, że proste? Nie ma nad czym się zastanawiać, trzeba tylko przekonać się do tej pozycji. 

Daleko, daleko stąd, pośród wysokich gór i zielonych lasów, nad brzegami wielkiej zatoki, mieszkał sobie wiking o imieniu Tappi. 
Już od samego początku zaczyna być sympatycznie. Wkraczamy do magicznej krainy. Dookoła mnóstwo zieleni, w oddali widać góry, słychać szept potoku... Jednak nastaje taka pora roku, kiedy wszystko przykrywa warstwa białego puchu. Śnieg sprawia, że Szepczący Las jest jeszcze bardziej magicznym miejscem, niż mogłoby się wydawać.

W Szepczącym Lesie można spotkać wiele sympatycznych postaci. Najważniejszy jest tam ogromny wiking Tappi. Jako bardzo lubiana postać jest on otoczony gronem sympatycznych przyjaciół. Renifer Chichotek, kruk Paplak, kowal Sigurd i myśliwy Haste. A to nie wszyscy! W tej krainie można spotkać też Elfy oraz duchy lasu.

Nie lubił Wichru, bo ten zawsze psuł mu fryzurę. Tappi był bowiem bardzo eleganckim wikingiem i raz w miesiącu pracowicie rozczesywał włosy i brodę wielkimi grabiami.

Jak to bywa w każdej bajce, możemy natknąć się też na mało pozytywne postacie. Zły jarl Surkol, który jest mieszkańcem Ostatniego Morza. Wiedzie on życie w zamku wzniesionym na grzbiecie wieloryba. Sigurd znajduje się w niebezpieczeństwie i przebywa w lochu u złego jarla. Tappi wraz z przyjaciółmi rusza na pomoc swojemu znajomemu.

Książka z pewnością jest skierowana dla młodszego grona odbiorców. Nie powinna sprawić trudności żadnemu dziecku. Napisana prostym, przejrzystym językiem jest niezwykle sympatyczną lekturą. Czytanie urozmaicają ciekawe ilustracje, zawarte na kartkach tej pozycji.

Pozycja ta składa się z dwunastu opowieści. Pokazują, że dobro zawsze zwycięża, a dodatkowo przekazują małemu czytelnikowi wartości, który powinny być w życiu najcenniejsze. Warto być dobrym i uczciwym człowiekiem, a na przyjaciół można zawsze liczyć.

Jeżeli macie blisko siebie kogoś, komu moglibyście podarować tę książkę to nie namyślajcie się zbyt długo! Naprawdę warto! :)

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Zielona Sowa!

17 kwietnia 2012

Puszczyk - Jan Grzegorczyk




Autor: Jan Grzegorczyk 
Tytuł: Puszczyk
Liczba stron: 432
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2012
Ocena: 4/6



Puszczyku!
Zgrałeś się przy zielonym stoliku
czy z kobietami w gorączce
opętałeś duszę mdłością
i w tej momentu palączce
ślepo gnasz we własne próchno. 
A gdy na nie wichry dmuchną, 
rozleci się zgasłe próchno,
zamurują się otchłanie 
i krzyk, i jęk, i wołanie
zda ci się błazeństwem duszy,
które nikogo nie skruszy, które zeżre siebie samo, 
a trzewia mu gniciem cuchną. 

Tym razem było trochę inaczej. Przy wyborze lektury nie kierowałam się innymi recenzjami, jakąś tam ogólną oceną i tak dalej. Kiedy zobaczyłam książkę w zapowiedziach, wiedziałam, że chcę ją przeczytać. Mój wzrok przykuła dosyć ciekawa okładka. Jest dosyć tajemnicza i intrygująca. Nadszedł i czas, kiedy mogłam się przekonać, czy ta pozycja jest równie dobra na kartach tej opowieści, a nie spoczęłam tylko i wyłącznie na wyglądzie okładki.

Wstyd mi trochę, bo to dopiero pierwsza książka podpisana nazwiskiem Jana Grzegorczyka, po którą sięgnęłam. Jednak nie ma co żałować, bo wszystko można nadrobić. Lecz tymczasem przejdę do rzeczy. O czym tak w zasadzie jest "Puszczyk"?

Głównym bohaterem jest Stanisław Madej. Starszy mężczyzna, który jest pisarzem. Pewnego dnia odnajduje w kościele zwłoki znajomego proboszcza. Tego wieczoru miało wydarzyć się coś ważnego. Kapłan zdecydował się na udostępnienie Madejowi egzemplarza pewnej książki wraz ze swoimi osobistymi notatkami. To powoduje, że pisarz nie może uwierzyć w zwykłe przypadek, którego sprawcą jest los. 
Tytułowy Puszczyk zaczyna drążyć tę sprawę. Na wszelkie sposoby stara się rozwikłać przyczynę śmierci księdza. W tym czasie zastanawia się też nad sobą samym. Dopadają go pytania natury egzystencjalnej. Zaczynają męczyć tak bardzo, że Stanisław jest zmuszony zmienić coś w swoim życiu, rozpocząć poszukiwania samego siebie. 

Oprócz intrygi kryminalnej mamy też coś, co zawsze dodaje emocji każdej lekturze. Mowa tu o wątku miłosnym. Wszystko to odbywa się nie gdzie indziej, lecz właśnie na polskiej wsi. W pobliżu lasu, gdzie gości cisza, a wszystko owiane jest specyficzną, tajemniczą atmosferą. 

Najważniejsze w życiu jest złapać oddech i go wyregulować. Życie to wędrówka w poszukiwaniu oddechu. Pierwsze, co człowiek robi po wdrapaniu się na górę, to spojrzenie w dal i zaczerpnięcie powietrza.

Kryminały lubię, ale nie czytam ich zbyt często. Półka z tym gatunkiem literatury z pewnością nie należy do mojej ulubionej. Jednak muszę przyznać, że "Puszczyk" ma w sobie coś, co wyróżnia tę pozycję na tle innych lektur.
Bohaterzy tej książki to postacie z krwi i kości. Mają zalety, wady, przyzwyczajenia... To niezwykle barwne postaci. Są niezwykle skryte w sobie, noszące wiele tajemnic. Czytelnik odkrywa je wraz z kolejnymi stronami tej książki. Okazuje się, że pozory zakrywają wiele twarzy, tak do końca nigdy nie wiemy kto jest kim czy też po jakiej stronie jest.
Lektura ta z pewnością jest dosyć zaskakująca oraz trzymająca w napięciu do samego końca. Nie ruszamy tylko wątkiem kryminalnym, ale też obyczajowym, co dodaje uroku lekturze, sprawia, że nie jest ona zbyt męcząca. 

Jan Grzegorczyk pokazuje czytelnikowi, że życie lubi płatać figle. Jednak zawsze można rozpocząć jeszcze raz, ruszyć zupełnie nową ścieżką. 

Wystarczy odważyć się każdego dnia pójść o jeden krok dalej, w puszczę.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Znak

10 kwietnia 2012

Pleciuga - Christine Dwyer Hickey


Autor: Christine Dwyer Hickey
Tytuł: Pleciuga
Liczba stron: 200
Wydawnictwo: MUZA
Rok wydania: 2006
Ocena: 3+/6




Kilka tygodniu temu wyruszyłam z koleżanką na zakupy. Powiedziała, że ostatni raz wchodzi do księgarni z moją osobą. Za każdym razem, kiedy jesteśmy tam razem, dziewczyna nie opuszcza tego miejsca z pustymi rękoma. Może kogoś zarażę pozytywnym uczuciem w stosunku do książek. Minusem jest oczywiście pusty portfel. Ale jak to mówią, żeby zyskać trzeba zainwestować.
No, ale wracając do głównego tematu. Znajoma wykopała gdzieś "Pleciugę" właśnie. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zaznaczyła, że ustawiam się w kolejce po tę książkę. Rzecz jasna, zaraz po właścicielce.

Zazwyczaj z zainteresowaniem czytam lektury, gdzie opisane są problemy. Czy to nałogi, czy trudne dzieciństwo... W tym przypadku również liczyłam na ciekawie spędzony czas.

Główną bohaterką tej pozycji jest Caroline. Jak to określał jej ojciec - była jego małym kompanem. Jak można się domyślić - wszystko było do czasu. Caroline miała jedną wadę. Nie potrafiła trzymać języka za zębami. Obiecywała, że nie powie mamie, że tatuś ją zgubił. Jednak wbiegając do domu zapominała o wszystkim i z błyszczącymi oczami krzyczała na całe gardło:
- Mama, mama! Tatuś wcale mnie nie zgubił!

W domu dziewczynki nie było zbyt wesoło. Tytułowa Pleciuga była jednym z pięciorga dzieci. Jej ojciec często wychodził do kolegów, do baru. W tym czasie matka Caroline wpadała w coraz większą depresję. Dodatkowo znalazła sposób ucieczki - picie.

Dziewczynce było bardzo ciężko. Często słyszała, że nie jest potrzebna, że zawsze brzydko wygląda i nikt jej nie kocha. Została wysłana do szkoły z internatem, prowadzonej przez siostry zakonne. Tam znalazła bliskie sobie koleżanki. Nie przyjaciółki, bo przecież nie mogła opowiedzieć im o sytuacji w domu.

Książkę czytało się bardzo szybko. Czy to dobrze? Zazwyczaj tak, jednak nie w tym przypadku. Zazwyczaj sięgając po tego typu literaturę lubię zamknąć książkę, chwilkę się zastanowić, poczekać. Zacząć czytać po chwili namysłu.
W tym przypadku nie doświadczyłam czegoś takiego. Nie wiem z czego to wynika. Może było za mało emocji? Za bardzo ogólnie? Ciężko mi odpowiedzieć na te pytania. Brakowało mi przerażenia, obojętności, uśmiechu... Czegokolwiek, co pojawiałoby się na twarzach postaci, które brały udział w tej opowieści. One nawet nie miały twarzy w mojej głowie. Nie wyobrażałam sobie. Zupełnie tak, jak wszystko zostałoby mi podetknięte pod sam nos. Gotowe do konsumpcji.
Już na samym początku mogłam się przekonać do narracji. Narratorem jest osoba trzecia, która obserwuje wszystko z boku i nie uczestniczy w wydarzeniach, a co za tym idzie wie bardzo mało, żeby nie napisać nic.

Książka ma też swoje plusy, żeby nie było. Autorka podjęła się trudnego zadania. Opisała coś, co jest dosyć trudne. Trzeba wejść w głowę małego dziecka i  rodziców, którym towarzyszą pełne kieliszki. Pomysł był dobry, lecz samo wykonanie nie przypadło mi już do gustu.
Z jakiej strony by nie patrzeć, jest to smutna opowieść. Przynosi wiele cierpienia, bólu i dziecięcej rozpaczy. Nie żałuję, że sięgnęłam po tę pozycję.

7 kwietnia 2012

Wesołych Świąt!


Z okazji Świąt Wielkanocnych życzę Wam wiele radości i nadziei. Niech to będzie spokojny czas, który spędzicie w gronie najbliższych osób. 

2 kwietnia 2012

Shirley - Charlotte Brontë


Autor: Charlotte Brontë
Tytuł: Shirley
Liczba stron: 640
Wydawnictwo: MG
Rok wydania: 2011
Ocena: 6/6





Siostry Brontë, to kobiety, które stworzyły nadzwyczajne dzieła, zaliczane do klasyki literatury angielskiej. Drogi Czytelniku, jeżeli do tej pory nie miałeś okazji zapoznać się z ich twórczością, to informuję Cię, że czas nadrobić zaległości!

...toteż gdy w naszą stronę uśmiech posyła Nadzieja, jej obietnice przyjmujemy z bezwzględną ufnością, a kiedy na naszym progu niczym zbłąkany anioł pojawia się Miłość, bierzemy ją wnet w objęcia i witamy w naszym sercu, nie pojmując jej kruchości. Ugodzenie strzałą tego uczucia jawi się nam jako upajający dreszcz nowego życia, jednak skoro trucizna wsiąknie w ranę, nie wydobędzie jej już z nas żadna pijawka. Tę groźną namiętność, która w pewnych stadiach zawsze staje się udręką, a w niektórych przypadkach jest udręką bez końca, postrzegamy jako dobro absolutne. To jedna z lekcji, której odrobienie czeka nas w zaczynanej przez nas w wieku osiemnastu lat Szkole Doświadczenia. Lekcja pokory - tyleż druzgocąca, co oczyszczająca. 

Z pomocą Charlotte Brontë trafiamy do dziewiętnastowiecznej Anglii. Poznajemy wiele barwnych i wyjątkowych miejsc, niezwykle interesujących postaci, oraz odkrywamy relacje, które łączą tamtejszą społeczność.

Sam tytuł pokazuje nam, że mowa będzie tu o niejakiej Shirley. Gdy do tego imienia dodamy dziewiętnasty wiek i Anglię wychodzi nam dosyć specyficzna mieszanka. Można się domyślić, że trafimy na wiele długich sukni, wiele gorących, skrywanych uczuć oraz szyk i elegancję. Otwierasz książkę, a na Twojej twarzy pojawia się radosny uśmiech.
- Bingo! - możesz zakrzyknąć w przypływie uśmiechu.
To właśnie ta pozycja, która pozwoli oderwać się od literatury tkwiącej na półkach, jaką czyta się z wielkim przymrużeniem oka.
Jednak nie ma o czym mówić, tylko czas przejść do rzeczy. Bo rzecz jasna, ta książka nie opiera się tylko na postaci Shirley, o której nie wspomniałam jeszcze ani słowa.


Na początku poznajemy wyjątkową kobietę, która nazywa się Caroline Helstone. Nieśmiała, wrażliwa, uczuciowa. Przykładna młoda dama. Wychowana jest przez swojego wuja. Dziewczyna żyje na probostwie. Zgadza się na wszystko, co daje jej los. Nie sprzeciwia się woli swojego opiekuna, z czego ten jest bardzo dumny. Wychował mądrą i dobrze ułożoną dziewczynę.
Nikt nie powinien być zbyt długo samotny. Toteż na drodze panny Helstone staje Shirley Keeldar. Jest ona zupełną przeciwnością swojej towarzyszki. Porywana namiętnościami Shirley staje się przyjaciółką skromnej Caroline.

Czym byłby kobiety bez mężczyzn? Proszę bardzo! Do akcji wchodzi Rober Moore. Jest to młody przedsiębiorca. Sprowadza on do fabryki nowoczesne maszyny. Naraża się tym społeczeństwu, któremu zabiera pracę. Nastaje wrogi czas. Ludzie chcą pokazać Robertowi, kto tutaj rządzi. W ramach ratowania interesu, do głowy mężczyzny zakrada się pomysł. Chce on poślubić Shirley, aby uratować swój majątek.
Jednakże ta, zauroczona jest Louisem, który odwzajemnia jej uczucie. Niestety, dzieli ich zbyt wielka pozycja majątkowa i społeczna.
Oczywiście Caroline też żywi do kogoś większe uczucia. Jak się można domyślać, obiektem jej westchnień jest Robert.
Tak oto przedstawia się sytuacja tych młodych ludzi, którzy od początku są na straconych pozycjach.

...zdolność do bycia szczęśliwym leży w nas samych. 

O niektórych książkach wiemy wiele, zanim trafią w nasze ręce. Winne jest temu przeczucie. W tym wypadku nie zawiodłam się. Patrząc na okładkę, zerkając na przypadkowe strony... Byłam pewna, że Shirley przypadnie mi do gustu.

Czytałam lekturę z ogromnym zaciekawieniem. Niezbyt często zdarza się tak, że zachwycają mnie opisy. W tym wypadku Charlotte Brontë mogłaby ciągnąć je w nieskończoność. Nie stanowiłoby to dla mnie wielkiej przeszkody, a wręcz przeciwnie, byłabym bardzo zadowolona.

Czytaniu towarzyszyła specyficzna atmosfera, którą trudno mi nazwać. Zupełnie tak, jakby znikał codzienny pośpiech. Razem z głównymi bohaterami przeżywałam wszystkie emocje. Od tych mniej pozytywnych, do całkiem optymistycznych.

Naszły dwa takie momenty, kiedy liczyłam (a nawet byłam pewna), że za chwilę nastąpi niespodziewany zwrot akcji. Czy nastąpił, czy nie... Każdy krok autorki był dobrym posunięciem. Każde wyjście doprowadziłoby do świetnego rozwiązania.

No i po raz pierwszy na moim blogu możecie rozkoszować się recenzją książki, gdzie nota mówi sama za siebie.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu MG!