Autor: Charlotte Brontë
Tytuł: Shirley
Liczba stron: 640
Wydawnictwo: MG
Rok wydania: 2011
Ocena: 6/6
Siostry Brontë, to kobiety, które stworzyły nadzwyczajne dzieła, zaliczane do klasyki literatury angielskiej. Drogi Czytelniku, jeżeli do tej pory nie miałeś okazji zapoznać się z ich twórczością, to informuję Cię, że czas nadrobić zaległości!
...toteż gdy w naszą stronę uśmiech posyła Nadzieja, jej obietnice przyjmujemy z bezwzględną ufnością, a kiedy na naszym progu niczym zbłąkany anioł pojawia się Miłość, bierzemy ją wnet w objęcia i witamy w naszym sercu, nie pojmując jej kruchości. Ugodzenie strzałą tego uczucia jawi się nam jako upajający dreszcz nowego życia, jednak skoro trucizna wsiąknie w ranę, nie wydobędzie jej już z nas żadna pijawka. Tę groźną namiętność, która w pewnych stadiach zawsze staje się udręką, a w niektórych przypadkach jest udręką bez końca, postrzegamy jako dobro absolutne. To jedna z lekcji, której odrobienie czeka nas w zaczynanej przez nas w wieku osiemnastu lat Szkole Doświadczenia. Lekcja pokory - tyleż druzgocąca, co oczyszczająca.
Z pomocą Charlotte Brontë trafiamy do dziewiętnastowiecznej Anglii. Poznajemy wiele barwnych i wyjątkowych miejsc, niezwykle interesujących postaci, oraz odkrywamy relacje, które łączą tamtejszą społeczność.
Sam tytuł pokazuje nam, że mowa będzie tu o niejakiej Shirley. Gdy do tego imienia dodamy dziewiętnasty wiek i Anglię wychodzi nam dosyć specyficzna mieszanka. Można się domyślić, że trafimy na wiele długich sukni, wiele gorących, skrywanych uczuć oraz szyk i elegancję. Otwierasz książkę, a na Twojej twarzy pojawia się radosny uśmiech.
- Bingo! - możesz zakrzyknąć w przypływie uśmiechu.
To właśnie ta pozycja, która pozwoli oderwać się od literatury tkwiącej na półkach, jaką czyta się z wielkim przymrużeniem oka.
Jednak nie ma o czym mówić, tylko czas przejść do rzeczy. Bo rzecz jasna, ta książka nie opiera się tylko na postaci Shirley, o której nie wspomniałam jeszcze ani słowa.
Na początku poznajemy wyjątkową kobietę, która nazywa się Caroline Helstone. Nieśmiała, wrażliwa, uczuciowa. Przykładna młoda dama. Wychowana jest przez swojego wuja. Dziewczyna żyje na probostwie. Zgadza się na wszystko, co daje jej los. Nie sprzeciwia się woli swojego opiekuna, z czego ten jest bardzo dumny. Wychował mądrą i dobrze ułożoną dziewczynę.
Nikt nie powinien być zbyt długo samotny. Toteż na drodze panny Helstone staje Shirley Keeldar. Jest ona zupełną przeciwnością swojej towarzyszki. Porywana namiętnościami Shirley staje się przyjaciółką skromnej Caroline.
Czym byłby kobiety bez mężczyzn? Proszę bardzo! Do akcji wchodzi Rober Moore. Jest to młody przedsiębiorca. Sprowadza on do fabryki nowoczesne maszyny. Naraża się tym społeczeństwu, któremu zabiera pracę. Nastaje wrogi czas. Ludzie chcą pokazać Robertowi, kto tutaj rządzi. W ramach ratowania interesu, do głowy mężczyzny zakrada się pomysł. Chce on poślubić Shirley, aby uratować swój majątek.
Jednakże ta, zauroczona jest Louisem, który odwzajemnia jej uczucie. Niestety, dzieli ich zbyt wielka pozycja majątkowa i społeczna.
Oczywiście Caroline też żywi do kogoś większe uczucia. Jak się można domyślać, obiektem jej westchnień jest Robert.
Tak oto przedstawia się sytuacja tych młodych ludzi, którzy od początku są na straconych pozycjach.
...zdolność do bycia szczęśliwym leży w nas samych.
O niektórych książkach wiemy wiele, zanim trafią w nasze ręce. Winne jest temu przeczucie. W tym wypadku nie zawiodłam się. Patrząc na okładkę, zerkając na przypadkowe strony... Byłam pewna, że Shirley przypadnie mi do gustu.
Czytałam lekturę z ogromnym zaciekawieniem. Niezbyt często zdarza się tak, że zachwycają mnie opisy. W tym wypadku Charlotte Brontë mogłaby ciągnąć je w nieskończoność. Nie stanowiłoby to dla mnie wielkiej przeszkody, a wręcz przeciwnie, byłabym bardzo zadowolona.
Czytaniu towarzyszyła specyficzna atmosfera, którą trudno mi nazwać. Zupełnie tak, jakby znikał codzienny pośpiech. Razem z głównymi bohaterami przeżywałam wszystkie emocje. Od tych mniej pozytywnych, do całkiem optymistycznych.
Naszły dwa takie momenty, kiedy liczyłam (a nawet byłam pewna), że za chwilę nastąpi niespodziewany zwrot akcji. Czy nastąpił, czy nie... Każdy krok autorki był dobrym posunięciem. Każde wyjście doprowadziłoby do świetnego rozwiązania.
No i po raz pierwszy na moim blogu możecie rozkoszować się recenzją książki, gdzie nota mówi sama za siebie.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu MG!
Książkę mam w planach i jak trafi w moje ręce, z chęcią przeczytam:)
OdpowiedzUsuńMój egze0pmlarz leży na półce i co rusz mnie kusi, żeby go przeczytać. Muszę w końcu się za nią zabrać.
OdpowiedzUsuńP.S. Bardzo podoba mi się okładka.
Zaciekawiłaś mnie i to bardzo. Początkowo miałam dać sobie spokój z ta książką, bo jakoś nie czułam zainteresowania nią, ale twoja recenzja wyjątkowo mnie podkusiła, by jednak przeczytać ,,Shirley''.
OdpowiedzUsuńMam wielką ochotę na tę książkę odkąd zobaczyłam ją w zapowiedziach. Widzę, że warto, więc już zaczynam się za nią rozglądać. :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPrzeczytam na pewno i mam nadzieję, że jak najszybciej! :)
OdpowiedzUsuńO książce wszędzie mówią w samych pozytywach. Po prostu muszę ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńTeż mam w planach tę pozycję, uwielbiam obie siostry Bronte ;)
OdpowiedzUsuńa to wydawnictwo z moich stron, i bardzo dobre książki mają. co widać :)
OdpowiedzUsuńJuż ją przeczytałam i muszę się z toba zgodzić. Książka dobra, choc na początku miałam mieszane uczucia bo troche mnie wynudziła przez kilka pierwszych rozdziałów. Opisy faktycznie zachwycające i bohaterowie sympatyczni ;)
OdpowiedzUsuńSiostry Bronte, prawdziwa klasyka literatury.;) Książki, których akcja rozgrywa się w dziewiętnastowiecznej Anglii, zawsze mnie interesowały. A szczególnie te, jak się wyraziłaś, "długie suknie, skrywane uczucia, szyk i elegancja".;) Dziękuję za tą recenzję, mam zamiar sięgnąć nie tylko po tą książkę, ale i po inne sióstr Bronte.;)
OdpowiedzUsuńAj, uwielbiam Charlotte i marzę o sięgnięciu po tę powieść, oby w najbliższym czasie się udało ;)
OdpowiedzUsuńO, tak. Zgadzam się w 100%. Uwielbiam tę książkę, a opisy są na prawdę świetne. Poza tym, jak zawsze - cudowni bohaterowie.
OdpowiedzUsuńTa książka raczej nie jest dla mnie...
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością oczekuję na ten moment kiedy zobaczę w skrzynce awizo i pognam na pocztę aby ją odebrać.
OdpowiedzUsuńOstatnio na blogach raz po raz natrafiam na autorów, o których, owszem, słyszałam, ale nigdy nic nie czytałam. Przerażają mnie te zaległości czytelnicze, bo przecież akurat siostry Bronte to klasyka. Zmobilizowałaś mnie, żeby się zabrać za którąś z ich książek - może zacznę od tej?
OdpowiedzUsuńOch jaki piękny cytat! "Zdolność do bycia szczęśliwym leży w nas samych" Piękny i prawdziwy:)
OdpowiedzUsuńZa Charlotte Bronte planuję się wziąć już od dłuższego czasu. Jedna jej książka leży na mojej półce. Może święta będą sprzyjały ku temu.
Pozdrawiam i Radosnych Świąt życzę:)
Mam pewne wątpliwości, ale nie do tekstu, lecz ilości stron, jaką podałaś: tutaj chyba powinno być 633, czyż nie? ;)
OdpowiedzUsuńMoja mam posiada tą książkę, a ja od dłuższego czasu przymierzam się do pożyczenia jej od niej. O siostrach Bronte nasłuchałam się wiele dobrego, więc sama mam ochotę przekonać się czy rzeczywiście jest to prawda, a po takiej recenzji, jak twoja, jestem tego nawet pewna. Lubię, gdy opisy są ciekawie skonstruowane, a fabuła zaskakuje i wciąga, w tej historii to jest, a więc... możliwe, że to nawet ideał. xD
Wesołych świąt!
Pozdrawiam
Juliette
Od kiedy zobaczyłam ją w zapowiedziach pragnę przeczytać, mam nadzieję, że w końcu się uda i się nie zawiodę :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKocham, kocham! Książki sióstr Bronte to moja wielka miłość, teraz poluję na "Lokatorkę...", którą też wydaje MG. Należą się im ogromne brawa za wydanie w Polsce nieznanych dotąd dzieł sióstr, które powinny być przetłumaczone już lata temu!! :)
OdpowiedzUsuńSiostry Bronte zdecydowanie nie są dla mnie.
OdpowiedzUsuńJest z nimi podobnie jak z Jane Austen - przeczytałam jedną powieść i równie dobrze mogłabym sobie darować resztę, bo wiem, że są do siebie bardzo podobne.
Nie ruszają mnie krynoliny i panny mdlejące i chorujące na zawołanie. Wiem, że uskuteczniam teraz stereotypy, ale chyba niestety powoli wyrastam z takiej literatury. ;-)
Pozdrawiam świątecznie.