"Zapiski niewidomego taty" to kolejna książka, którą przyniosłam do domu w wyniku chodzenia po bibliotece bez dokładnie określonego celu. Moja intuicja mnie nie zawiodła i przez kilka wieczorów cieszyłam się czytając bardzo sympatyczną lekturę.
Użalanie się nad sobą, ból, cierpienie, wszechogarniająca rozpacz. Nic z tego nie znajdziecie w tej pozycji. Muszę przyznać, że chyba liczyłam właśnie na takie bolesne rozterki mężczyzny, który nie do końca może pogodzić się z życiem, które odebrało mu wzrok.
"Wyobraźcie sobie, że musicie przewinąć noworodka z opaską na oczach. Albo, że idziecie na spacer ruchliwą ulicą z niemowlęciem w nosidełku i nadzieją, że nie wpadniecie na słup. Wtedy zaczniecie postrzegać ojcostwo tak, jak widzi je Ryan Knighton. A ściślej mówiąc - jak go nie widzi."
Jest to powieść autobiograficzna, gdzie z każdej strony bije w oczy poczucie humoru. Ryan w młodym wieku zaczął stopniowo tracić wzrok. Razem ze swoją żoną zdecydowali się na dziecko. Wiąże się to z mnóstwem obaw. Co jeżeli matka nie da sobie rady sama? Może maluch będzie miał problemy ze wzrokiem? Czy Ryan da sobie radę? Dziewięć miesięcy, osiem, siedem... Czas pędzi nieubłaganie do przodu, a pytań jest coraz więcej. W końcu na świat przychodzi wyczekiwana istota. Jak sobie poradzić z nowymi problemami?
"Szedłem ostrożnie, z namysłem, jakbym niósł worek spoconego dynamitu. Machałem laską starannie jak saper. Po dwudziestu minutach dotarliśmy do rogu naszej ulicy. Chyba się domyślacie, że nie była to frajda. Ani łatwizna. Pierwsza osoba, która nas minęła, ujęła to krótko.
- Jezu, to musi być trudne - powiedziała, przechodząc.
Może mówiła do mnie, a może do kogoś, z kim szła. Albo do swojego kumpla Jezusa, na co wskazywałby wołacz. Obcy ludzie modlili się już o nasze bezpieczeństwo. W ciągu kolejnych dwudziestu minut, czyli do następnej przecznicy, przynajmniej pół tuzina przechodniów odmówiło podobne modlitwy, zaproponowało pomoc, chciało odprowadzić nas do domu albo zapytało, czy zgubiliśmy mamusię."
Ryan niekiedy czuje, że jest ciężarem dla swojej żony. Bardzo zależy mu na tym, żeby ją wesprzeć. Nie zawsze mu to wychodzi, jednak warto pamiętać, że czasami liczą się tylko chęci. Wychodzi z córeczką na spacery, wysyła żonę na serię zabiegów upiększających, szuka misia na ruchliwej ulicy, który jest niezbędny małej.
Żona Ryana to Tracy. Jest niezwykle silną kobietą. Książka pokazuje, że młoda matka potrafi sobie poradzić w wielu sytuacjach. Jednak przeżywa też chwile załamania, czasami znajduje się na skraju rozpaczy. Zdecydowanie to ona dominuje w tym związku. Jest przyzwyczajona, że musi patrzeć za siebie i za swojego męża.
Troszkę brakowało mi uczuć, które łączyłyby tę parę. Oczywiście, że nie na ten temat była książka. Chwilami zastanawiałam się czy to jeszcze jest wielka miłość, czy raczej przywiązanie.
Książka ta jest warta uwagi. Pokazuje nam świat, w którym przestają istnieć wszelkie bariery. Niszczy je coś najpiękniejszego na świecie. Mowa tutaj o miłości.
Dodatkowo zaznaczę, że to jedna z niewielu książek, gdzie zaczęłam śmiać się na głos. Może to Was przekona do szukania tej pozycji. : )
_______________________________
Czasu mam bardzo dużo, jednak gorzej z jakąś organizacją. Z tym mam wielki problem. No cóż, ferie się skończyły i muszę wpaść w jakiś rytm. Oby to się stało jak najszybciej!
Jakiś czas temu widziałam zapowiedź tej książki, potem gdzieś mi umknęła, a dzięki tej recenzji przypomniałam sobie o niej.
OdpowiedzUsuńa ja ją czytałam bardzo dawno temu i powiem Ci że trochę się rozczarowałam. Momentami wydawała mi się nawet nudna i denerwująca :)
OdpowiedzUsuńCiekawa fabuła. Może po nią sięgnę jeśli mi wpadnie w ręce
OdpowiedzUsuńJa co do książek raczej intuicji nie mam, więc eksperymentuję rzadko. Na szczęście moja lista książek, które chcę przeczytać jest tak długa, że zawsze znajdę coś dla siebie. Na "Zapiski..." mam ochotę już od dłuższego czasu, ale ciekawa byłam recenzji. Teraz widzę, że warto. Lubie takie poruszające książki o życiu i lubię autobiografie. Na pewno przeczytam, kiedy znajdę czas i dorwę książkę. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńCzasem można wynieść z biblioteki prawdziwe perełki :) Słyszałam już o tej książce i bardzo, bardzo chciałam ją przeczytać - widzę że warto! :D
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie stwierdzeniem, że przy tej książce można śmiać się w głos. Oj, to muszę koniecznie po nią sięgnąć, gdyż przyda mi się taka relaksująca lektura.
OdpowiedzUsuńOj kusisz kusisz ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że to może być na prawdę ciekawa pozycja. Trochę mnie jednak zniechęciło to, że jak mówisz, zabrakło tej miłości i mam wrażenie, że mimo tego, że nie ma tu użalania się nad sobą to główny bohater jest ciężarem dla siebie i świata. Jednak ostatnie zdanie na powrót mnie zachęciło, bo ciągle spotykam się z książkami, które rzekomo mają być zabawne, a wcale tak nie jest ;).
OdpowiedzUsuńBrzmi niesamowicie! Z chęcią przeczytam jeśli tylko gdzieś ją znajdę:)
OdpowiedzUsuńWydaję się bardzo ciekawa. :)
OdpowiedzUsuńHym wydaje się naprawdę interesującą lekturą, więc może gdy znajdę trochę czasu sięgnę po nią.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, zgadzam się z Ejdżitą, brzmi niesamowicie. Nawet rewelacyjnie. Oj, zachęciłaś mnie bardzo, z pewnością przeczytam. :)
OdpowiedzUsuńPo takim tytule też pewnie spodziewałabym się rozpaczy nad wyrokami losu i żalu do samego siebie. A po zamieszczonych fragmentach ta lektura wydaje mi się fascynującą w swym... "pozytywnym" nastroju, bo raczej smutny on nie jest. Autor najwyraźniej jest pogodzony ze swoim lodem, mimo że boryka się z trudnościami, o jakich nam się w ogóle nie śniło...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki. Ja teraz po feriach nie mam ani czasu, ani organizacji. Myślę, że to się zmieni
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie książki więc chętnie ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńBrzmi dość..ciekawie :)
OdpowiedzUsuńSzczerze to nienawidzę autobiografii i jeszcze tak naprawdę żadnej do końca nie przeczytałam. Wydaję mi się, że z tą będzie podobnie. Tego typu książki raczej nie są dla mnie. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńWygląda interesująco, chociaż nie jestem pewna, czy książka jest dla mnie...
OdpowiedzUsuńCo do organizacji to ja również mam z nią problem. I w żaden rytm wbić się nie mogę.
Koleżanka mówiła, że bardzo fajna, a jak jej się podoba to coś to znaczy ;)
OdpowiedzUsuń