Między pieczeniem pierniczków, a bieganiem z odkurzaczem warto odpocząć. Oczywiście przy książce. Kieszonkowe wydania mają jeden, ale za to ogromny plus - zmieszczą się wszędzie. Dobre w czasie podróży, a nawet podczas nudnej lekcji. Co bardziej rozgrzeje serce niż dwie historie o miłości?
Lynne Graham - Marokańska forteca
Maddie to ładna i młoda dziewczyna. Los sprawia, że rozpoczyna pracę w firmie Giannisa Petrakosa. Jest w nim zakochana od lat. Jednak ich pierwsze, oficjalne spotkanie nie wypada zbyt korzystnie. Można to określić jako jedną, wielką gafę. Mimo tego potknięcia pracodawca rudowłosej Maddie zaczyna się nią interesować. Jak to w książkach niezbyt często bywa lądują szybko w łóżku. Bez zbędnych podchodów, poznawania się i westchnień. Kobieta wyjeżdża wraz z Giannisem. Zaczyna czuć, że zakochuje się coraz bardziej. Jednak przez przypadek dowiaduje się, że na jej obiekt westchnień czeka na narzeczona. Taka sprawa nie rozejdzie się po kościach, bo Giannis to dosyć znana osoba. Co stanie się, gdy wyjdzie na jaw, że przed ślubem na świat przyjdzie jego dziecko? W dodatku z przypadkową kobietą? Czas podjąć kilka trudnych decyzji, które w dużym stopniu zaważą na dalszym życiu bohaterów.
Natalie Rivers - Dom na wyspie Korfu
Carrie poznajemy w dosyć przykrej sytuacji. Straciła w wypadku kuzynkę i jej męża, który jest potomkiem bardzo bogatej greckiej rodziny. Była to najbliższa rodzina głównej bohaterki. Kobieta bierze pod opiekę dziecko zmarłej pary, Danny'ego. Opiekuje się nim jak swoim dzieckiem. Darzy chłopca czymś najcenniejszym - miłością. Jednak na ich drodze staje Nikos Kristallis, stryj Danny'ego. Ma zamiar zabrać chłopca do siebie, żeby ten mógł żyć w bardziej godnych warunkach. Przerażona Carrie nie zgadza się. Okazuje się, że mogą pójść na kompromis. Okazuje się, że Nikos chce podjąć decyzję bez głosu kobiety.
Są to dwie, krótkie opowieści napisane dosyć prostym językiem. Nadają się na dwa wieczory. Bohaterowie to proste postaci z krwi i kości. Mimo swoich zalet mają też wady, co sprawia, że są bardziej realni, bliscy rzeczywistości. Zazwyczaj czytając takie historię nie staram się utożsamić z żadnym bohaterem. Ilość informacji, którą może wyłapać czytelnik jest po prostu zbyt mała. Jednak jak i w książce tak i w życiu - wystarczy kilka chwil, żeby polubić lub znienawidzić ludzi z papieru. Postacie kobiet wydały mi się zbyt łatwe do osiągnięcia, uległe woli mężczyzn. Natomiast płeć męska to egoiści, myślący wyłącznie o sobie, przekonani o swojej wielkiej wartości.
Akcja nie dłuży się, więc czytania sprawia dużo przyjemności. Następuje zdarzenie po zdarzeniu, co dostarcza coraz to nowych emocji. Zazwyczaj od romansów nie oczekuję zbyt wiele. Czasami mam wrażenie, że zbyt dużo tematów zostało już wyczerpanych więc przebiegam oczami po utartych schematach. Jednak nie zawsze tak jest. Każda książka ma swoją historię, bardziej lub mniej podobną do innych, ale zawsze jest inna od reszty. Tak jest i w tym przypadku. Między tymi dwiema opowieściami można zobaczyć wiele łączących je podobieństw.
Pierwszy raz natrafiłam na nazwiska tych autorek. Mam nadzieję, że będę miała okazję przeczytać jeszcze jakąś pozycję tych pań, tak tylko dla porównania.
Idealne na grudniowe, długie wieczory (chociaż czas, gdy o szesnastej robi się ciemno za oknem ma swoje plusy). Nic Wam nie pozostaje, tylko przeczytać tę pozycję!
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Mira!
Ciężko jest mi się przekonać do tego typu literatury, ale jedna książka z tej serii czeka na półce na swoją kolejkę więc przeczytam z pewnością ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńU mnie na nudnej lekcji nawet opasłe tomiszcze nie sprawia problemu (moi nauczyciele są chyba ślepi). Jednak fakt faktem, wersje pocket są bardzo wygodne. Co do opisywanej przez ciebie książeczki to mam ją w domu i choć z reguł za harlequinkami nie przepadam to dla tej zrobię wyjątek ;)
OdpowiedzUsuńTaka literatura jest niestety nie dla mnie. Nie przekonuje mnie po prostu. Nie oznacza to, że jest zła, zwyczajnie nie jest dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńDla relaksu i owszem :)
OdpowiedzUsuńHistorię miłosne nigdy nie potrafiłą mnie niczym zaskoczyć, więc raczej nie sięgnę po tę książke.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Może kiedyś przekonam się do Harlequinów:) Póki co - podziękuję.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię romanse, a szczególnie te napisane przez Norę Roberts. Zauważyłam też, że w romansach przeważnie są pewne powtarzalne scenariusze... Spotkanie, od razu wielka miłość, szczęśliwe życie razem, aż do momentu kryzysowego, później chwila na naprawę tego i miłość aż po grób... Mimo tego nadal mam ochotę na czytanie takich książek, bo w jakiś sposób podnoszą mnie na duchu :)
OdpowiedzUsuńTych książek jeszcze nie czytałam, jak również nie rozpoznaję nazwisk autorek, ale może warto je poznać? :) Pozdrawiam
Sama nie wiem. Muszę to jeszcze przemyśleć :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj byłam w księgarni i przeglądałam Harlequiny - niestety stwierdziłam, że nie przemawiają do mnie ^^. I nie planuje na razie do nich wracać...
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o "Dobranoc, słonko" to też czytałam, nawet nie wiedziałam, że nie zrecenzowałam ;p Ale mniejsza. Chodzi oto, że przyrównując te dwie książki, pod względem zagłębiania się w problem "Siedem dni ciemności" wygrywa. Tam mamy przedstawione wszystko i wyjaśnione przez terapeutę, w "Dobranoc, słonko" mamy do czynienia z okrojoną historią i tam molestowanie jest przedstawione jako nagłe, gwałtowne, w pełni niechciane. Marjan sama nie wie, czy dotyk ojca jest naprawdę zły... I tym to się tak mniej więcej różni... No i w "Siedem dni ciemności" można by powiedzieć, że nie mamy jakiś głębszych aluzji co do ich współżycia, w przeciwieństwie do "Dobranoc, słonko" (przykładowo scena w samochodzie).
Polecam, jak lubisz takie tematy ;)
Książka wydaje się ciekawa i optymistyczna. Bardzo chętnie w wolnej chwili do niej zajrzę.
OdpowiedzUsuńJa właśnie nie przepadam za takimi kieszonkowymi wydaniami i ogółem za tego typu książkami,więc raczej sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńKorfu - ale się rozmarzyłam. :) Chyba to przemawia za tym, że zajrzałabym do książki przy okazji.
OdpowiedzUsuńNie będę owijać w bawełnę, ten gatunek to nie moja bajka, i raczej jest nikła szansa na przeczytanie przez mnie tej książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Hmm...chyba to raczej nie mój typ i zbytnio nie przypadła mi do gustu. Pozdrawiam i już życzę Wesołych Świąt<3
OdpowiedzUsuńMamie by się spodobały ;)
OdpowiedzUsuńRaczej nie w moim guście. Chociaż brzmi całkiem, całkiem. :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy książki są idealnie dla mnie, jednak jeśli znajdę chwilkę, może dam im szansę.
OdpowiedzUsuńRaczej unikam tego typu książek, ale może kiedyś się skuszę. ;) Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuń